FAQ
•
Szukaj
•
Użytkownicy
•
Grupy
•
Galerie
•
Rejestracja
•
Profil
•
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
•
Zaloguj
Napisz odpowiedź
Forum HRHRHR Strona Główna
»
Historia i sztuka
» Napisz odpowiedź
Napisz odpowiedź
Użytkownik:
Temat:
Treść wiadomości:
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje:
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
$1
Kod potwierdzający:
$3
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
szescioreki_straznik
Wysłany: Czw 10:26, 06 Lip 2006 Temat postu:
Czas jakiś mnie nie było, bo mię w delegację wysłali, a teraz mam trochę zaległości do nadrobienia - więc nie mogę się rozpisywać.
Parę słów tylko przed następną przerwą:
1. Czy coś jest przyczynkiem do czegoś innego -to kwestia definicji obu tych "rzeczy" oczywiście. Wydaje się (i sam to zauważyłeś), że trzeba by zastosować bardzo specyficzną i zawężoną definicję moralności - żeby można było stwierdzić ze skutecznym pozorem sensowności takiego stwierdzenia
- że moralność, która z pewnością nie jest żadną dziedziną wiedzy ani metodologią jej zdobywania - jest "przyczynkiem" do socjologii (niezależnie jakie zapośredniczenie przyjmie się po drodze, bo przy odrobinie inwencji i braku uwagi u czytelnika można skonstruować i takie, w którym z fizyki kwantowej da się zrobić przyczynek do socjologii lub ekonomii - i niektórzy coś takiego praktykują). Ja bym obstawał przy zachowaniu pewnych rozgraniczeń w "dziedzinach bytu" tak, aby nie mieszać np. wiedzy i przedmiotu wiedzy. -Taka jest moja antypostmodernistyczna i prorealistyczna strategia. Nie przeszkadza mi, że u podstawy mojego stanowiska leży WIARA w istnienie rzeczywistości poza tekstem, którego to istnienia za pomocą tekstu nie da się udowodnić - bo ja w ogóle wierzący jestem
. Jeśli ktoś się nie zgadza na taki punkt wyjścia -nie musi ze mną gadać.
2. "Implikowanie" czegokolwiek przez źródłowość czegoś innego -też może być źródłem pomieszania. Źródłowość jakiegoś doświadczenia w stosunku do refleksji nad nim zawiera w sobie historyczność, ale nie w takiej postaci, która może być uznana za PRODUKT refleksji nad genezą tego doświadczenia. Kolistości rozumienia trudno uniknąć (zawsze trzeba wejść w temat w jakimś punkcie, żeby potem do niego wrócić -czasem próbując podejść z wielu różnych stron), ale trzeba przynajmniej unikać błędnego koła takiego zakładania punktu wejścia, która całkowicie zdeterminuje jego dalsze rozumienie i wyjaśnianie. Jeśli np. na wstępie zredukujesz pojęcie moralności do tego, co może zostać z powodzeniem (tzn. bez istotnej reszty, która przyprawiałaby o interpretacyjny niepokój) umieszczone w dziedzinie przedmiotowej socjologii, to zachowując się "konsekwentnie" -nie dojdziesz do niczego, co nie dałoby się wytłumaczyć za pomocą kategorii socjologicznych. Także jeśli swoją własną historyczność (fakt, że jako poznający podmiot masz za sobą jakiś rozwój w czasie) zakładasz refleksyjnie jako pewien etap genezy, którą uchwytujesz za pośrednictwem pojęciowych siatek psychologii, socjologii, biologii itp. -to ta historyczność jest już czymś uprzednio zinterpretowanym, a nie konkretnym (skonkretyzowanym m.in. w czasie) punktem wejścia, miejscem źródłowego doświadczenia danej "rzeczy". To, jak wchodzisz - decyduje o wszystkim. To o czym mówię - to nie jest żadna metodologia naukowa oczywiście, ale też żadna nauka nie jest w stanie zdecydować o istocie swojego przedmiotu (on musi być już uprzednio dany/rozumiany), a tym bardziej takiego przedmiotu, który z mniej lub bardziej oczywistych względów nie może być przedmiotem jednej metodologii. Mnie chodzi o to, żeby na wejściu mieć wszystko: każdą składową doświadczenia przedmiotu, który staram się zrozumieć, ale w postaci jak najmniej zapośredniczonej i opartej na założeniach. A jeśli coś muszę założyć – to chcę mieć krytyczną świadomość swoich założeń (i INTENCJI), by móc w drodze do celu uwzględniać ograniczenia swojego punktu widzenia.
Hermeneutyka, to w ogóle dosyć skomplikowana metodologicznie sprawa – ale wdzięczna i warto się w nią zagłębić. Raczej nie daje rozstrzygnięć zadowalających naukowców –ale uczy myśleć krytycznie i wystarczająco ściśle o rzeczach mało podatnych na formalizację. Daje też bardzo szeroką perspektywę. W przypadku stawiania sobie za cel rzetelnej refleksji nad takimi rzeczami jak religia, moralność czy sztuka –takie podejście wydaje mi się najlepsze.
PS: Ja nie jestem specjalistą w tych sprawach. Mam techniczne wykształcenie.
Pozdr, Bhrv.
hfast
Wysłany: Pon 8:15, 03 Lip 2006 Temat postu:
ale tez pojmowanie jej wylacznie przez pryzmat filozofii psychologii czy dowolnej innej nauki czy paranauki doprowadza do ograniczenia tego pojmowania... zreszta sam stwierdziles ze jest to bardziej refleksja niz pojmowanie - czyli cos juz przez nas samych ograniczone a przez to wypaczone...
wogole nie wiem czy rozmowa o takich rzeczach?ideach? jak moralnosc nie jest tylko biciem piany... ale to tylko moj ograniczony i subiektywny punkt widzenia
hf4st
hfast
Wysłany: Pon 7:35, 03 Lip 2006 Temat postu:
zbyt uproscilem -
moralnosc jest jednym z wielu zjawisk okolospolecznych
pojmowanie moralności nie ogranicza sie jedynie do punktu widzenia socjologii ;]
hfast
Wysłany: Nie 23:41, 02 Lip 2006 Temat postu:
musialem pogimnastykowac szara mase zeby zrozumiec czy masz racje ;] nie czesto spotyka sie wykladowce ktory lubi poswiecac wlasny czas szaremu studenciakowi 1szego roku, do tego laikowi we wlasnej dziedzinie - bardzo to sympatyczne ;]
co do tej socjologii:
wyszedlem z zalozenia ze jako nastawienie przedteoretyczne moge potraktowac egoizm - i zaczalem myslec co moze byc przyczyna zachowan "moralnych" ktore zwykle nie daja korzysci a nawet czasem sa dzialaniem na niekorzysc podmiotu czyli nielogicznych z egoistycznego punktu widzenia
no i wyszlo ze sa skutkiem wychowania w spolecznosci sluzacym podtrzymaniu homeostazy albo(i?) sa mechanizmem umozliwiajacym powstanie społecznosci.
no i tu pojawia sie twoja odpowiedz:
"zakłada uznanie INNYCH (i bycie JA pomiędzy (INTER) nimi), zanim jeszcze może być mowa o grupach społecznych"
w ktorej potwierdzasz ze moja teoryjka ma jednak sens - moralność jest przyczynkiem do socjogonii i przez to do socjologii
acha - wczesniej pojecie intersubiektywnosci rozumialem jako postrzeganie czegos przez wiele osob niezaleznie ale w ten sam sposob - w sumie wiekszosc pojec uzywanych przez ciebie znalem jedynie ze slyszenia i nie zastanawialem sie glebiej nad ich znaczeniem - moze przez to to niezrozumienie?
kolejna rzecza ktora mnie intryguje jest niestosownosc slowa wybor w kontekscie moralnosci - gdyz determinuje chec i wole dzialania - a jesli uznaje sie "źródłowość doświadczenia moralności" implikuje to nielogicznosc wypowiedzi a przynajmniej gargantuiczna niekonsekwencje
(no chyba ze znow cos opacznie zrozumialem)
hf4st
szescioreki_straznik
Wysłany: Pią 9:45, 30 Cze 2006 Temat postu:
Chodzi mi o źródłowe zdarzenie (a nie o jego pamięć), które może dalej być na różne sposoby uprzedmiotowiane (umieszczane kontekstach różnych dziedzin przedmiotowych), ale kiedy zachodzi -jest pierwsze i nieredukowalne. Kiedy dokonuję wyboru, który może być przez kogoś opisany jako moralny -to nie muszę wiedzieć co mnie motywuje (i zwykle nie wiem) -wybieram/działam (a jako podmiot świadomy -doświadczam tego wyboru) i dlatego moralność, to dla mnie raczej praktyka, wynikająca z przedteoretycznego nastawienia. Podmiot i jego reguły działania moralnego oraz ich pochodzenie - to w tym ujęciu rzecz wtórna.
Doświadczenie jest tu w tym sensie pierwsze, że abstrakcyjne JA jest dopiero produktem refleksji nad treścią tego doświadczenia, zawsze zachodzącego w jakimś miejscu. Gdy Ja nie jest abstrakcyjne, tylko brane razem z całością doświadczenia -nie można go bezkrytycznie traktować jako podstawy i źródła doświadczenia i działania. Chyba nikt nie zna całego ciągu motywacji, przyczyn i skutków, które kulminują w decyzji "wolnej" woli (a przynajmniej ja go nie znam). Może więc cała wolność mojej woli winna być uznana tylko za "produkt" tej niewiedzy i rezygnację wobec niemożliwości jej usunięcia?
Co do źródłowości doświadczenia moralności: intersubiektywność zakłada uznanie INNYCH (i bycie JA pomiędzy (INTER) nimi), zanim jeszcze może być mowa o grupach społecznych (zanim wykrojona zostanie przedmiotowa dziedzina socjologii). Takie uznanie jest już wyborem moralnym, w którym JA doświadczane jest wraz z ograniczeniem jego roszczenia do bycia samo-wolnym absolutem. Uznanie to jest też przed-teoretyczne i przed-logiczne. Żaden Logos nie zaistniałby chyba w świecie samowolnych "twórców" rzeczywistości (i języka jej opisu). A sam Logos -pierwotnie miał sens moralny, językowy i logiczny w postaci nierozdzielnej.
Wolę tak do tego podchodzić, niż wdawać się w bezpłodne (i nudne) rozważania o pierwszeństwie reguł wyboru wobec wyboru -lub przeciwnie: o pierwszeństwie wyboru reguł wyboru wobec reguł. -I to jest mój (wolny lub nie) wybór
pzdr.
PS1: Chyba jest już wystarczająco jasne, że nie "traktuję moralności jako doświadczenia" - chyba że w takim sensie, że wszystko do czego mam dostęp dane mi jest w jakimś doświadczeniu. Nie zajmuję się socjologicznymi, psychologicznymi, czy innymi abstrakcjami -tylko tyle chciałem przez to powiedzieć.
PS2: Jeśli decydujesz o rozpatrywaniu czegoś z punktu widzenia socjologii -to już chyba dalece rozstrzygnąłeś o naturze tego czegoś. Tylko czego w takim razie przyczynkiem lub efektem jest sama socjologia jako "punkt widzenia"?
hfast
Wysłany: Czw 17:32, 29 Cze 2006 Temat postu:
jeszcze a'propos wieloznacznosci slowa doswiadczenie: chodzilo o jego znaczenie skonkretyzowane do zdarzenia czy raczej o ogolne okreslenie zdarzen przeszlych i wyciagnietych z nich wnioskow?
hfast
hfast
Wysłany: Czw 17:20, 29 Cze 2006 Temat postu:
traktowanie moralnosci jako doswiadczenia?zbioru doswiadczen? stawia jej intersubiektywnosc w zupelnie nowym (dla mnie oczywiscie ;]) swietle... wydaje mi sie (moge sie oczywiscie mylic) ze ile grup spolecznych tyle rozniacych sie moralnosci/etosow (nie wiem czy moge postawic tu znak rownosci... mimo wg mnie wyraznego pokrewienstwa znaczeniowego), ba, wydaje mi sie ze nawet wychowanie przez roznych rodzicow nalezacych do tej samej spolecznosci wiele zmienia... ale moralnosc w obrebie spolecznosci mozna wg mnie traktowac jako intersubiektywna.
a rozpatrujac juz moralnosc z punktu widzenia socjologii... zastanawia mnie czy jest ona przyczynkiem do socjogonii czy moze jej efektem?
serdecznie,
hfast
szescioreki_straznik
Wysłany: Czw 8:24, 29 Cze 2006 Temat postu:
Uważam, że "moralność", to słowo, które oddaje doświadczenie jakiejś części nas i naszych motywacji.
Niektórzy wolą inne słowa, -inni być może nie mają doświadczeń, które pasują do tego akurat.
Czy moralność "zależy" od nas i naszych motywacji, czy odwrotnie -to jest sprawa bardziej skomplikowana (a najprawdopodobniej źle lub w ogóle jeszcze nie postawiona). Ja w każdym razie nie zamierzam mówić o tym co "uważam", że dotyczy "nas" -mogę tylko mówić za siebie i o tym, ile jestem w stanie zrozumieć (poprzez odniesienie do własnego doświadczenia) z tego, co mówią inni. Nie wiem czy ich moralność jest od nich zależna, czy niezależna i co za każdym razem znaczy "zależna" i "niezależna". Nie wiem czy ja, a tym bardziej "my" -to moje/nasze motywacje i w jakim właściwie stopniu są one moje/nasze (to właśnie był też problem Augustyna - o ile go dobrze rozumiem, zanim jeszcze -jak Kołakowski- załatwię się z nim paroma okrągłymi stwierdzeniami, wygłoszonymi z wysokości mojej nie-oxfordzkiej katedry).
Dekonstruować można wszystko i dochodzić do dowolnych wniosków - mnie jednak chodzi o to, by dekonstrukcja pojęć i założeń odsłaniała rzecz samą, a nie dostarczała błyskotliwego uzasadnienia (za pomocą nowych, powykręcanych konstrukcji) dla wysokiego mniemania dekonstruktora o nim samym i jego potencjale "twórczym".
Pozdro, Bhrv.
hfast
Wysłany: Śro 18:43, 28 Cze 2006 Temat postu:
dekonstruujac ten zwiazek rownie latwo mozna dojsc do braku rzeczonego pokrewienstwa, albo do tych samych wnioskow co na przyklad lenin ;] - ale o przywarach postm. juz koniec ;]
czyli uwazasz ze moralnosc jest niezalezna od nas samych i naszych motywacji?
hfast
szescioreki_straznik
Wysłany: Śro 12:53, 28 Cze 2006 Temat postu:
Mnie absolunie nie przeszkadza, że z Kołakowskiego...
Bhrv.
szescioreki_straznik
Wysłany: Śro 12:46, 28 Cze 2006 Temat postu:
W zasadzie nie stawiam - ale od czegoś trzeba wyjść. Dalej można rozwijać i ewentualnie dekonstruować ten związek, ale pokrewieństwo strukturalne w obu pojęciach jest.
A co do subiektywności "idei" (ja bym wolał w tym miejscu mówić o przedteoretycznym nastawieniu i praktyce) moralności - to chyba nie ma na tym Świecie nic bardziej INTERsubiektywnego
Intersubiektywność, to oczywiście jeszcze nie obiektywność, -ale może jej jedyna, dostępna nam podstawa?
Pozdr.
hfast
Wysłany: Śro 12:38, 28 Cze 2006 Temat postu:
hmm... dyskusja troszke odbiegla od przytoczonego przeze mnie fragmentu o Augustynie z Kolakowskiego...
dygresyjnosc jest jednym z urokow wyzej wspomnianej "filozofii kawiarnianej" ;]
hfast
Gość
Wysłany: Śro 12:26, 28 Cze 2006 Temat postu:
musze przyznac ze co do postmodernizmu i postmodernistow sie zgadzamy ;] niestety chlopaki sie obudowali takimi zalozeniami od ktorych jakakolwiek ich (zarowno zalozen jak i samych postmodernistow) krytyka sie odbija ;/
nie przeszkadza mi to jednak w korzystaniu z ich narzedzi kiedy uznam to za korzystne : P
intryguje mnie czemu stawiasz znak rownosc miedzy uzytecznoscia a dobrem? i to w kontekscie idei tak subiektywnej jak moralnosc?
hfast
szescioreki_straznik
Wysłany: Śro 9:20, 28 Cze 2006 Temat postu:
Miałem na myśli pasożytnictwo tych, którzy koniec końców wykazują relatywnie niższy potencjał twórczy w stosunku do tych, na których pasożytują (np. jako postmodernistyczni krytycy). Ale oczywiście: -każdy ma prawo "tworzyć" - dokładnie tak, jak każdy ma prawo zachwycać się tylko tym, co sam wytworzy. Śpiewać -też każdy może. A mnie nuży taka produkcja. O wiele ciekawsze i intelektualnie uczciwsze jest dla mnie dociekanie własnych założeń we własnych próbach myślenie -niż wciskanie w brzuch domniemanych założeń innym. Mnie raczej inspirują autorzy, którzy piszą o tym, czego sami, we własnym życiu i myśleniu doświadczają. Jednak nie każdego stać na to, żeby zrobić sobie (albo innym) "rozrywkę" z siebie...
Na szczęście (dla "twórców" rozrywkowych) jest na podorędziu szybki i "intelektualnie" umotywowany wykręt od zajmowania się swoimi założeniami w pierwszej kolejności: u postmodernistów nie ma "ja", bo podmiot to metafizyczny konstrukt. W ogóle nie ma nic poza tekstem -więc doświadczeniowa rzeczywistość (której się dotyka tylko z jakiegoś konkretnego miejsca - tu zgoda z postmodernistami - choć to akurat nie ich odkrycie) nie jest żadnym punktem odniesienia (wyszydzona transcendencja) i pisać można wszystko -jak w ulotkach wyborczych. Jeśli się raz przyjmie takie ZAŁOŻENIA - dalej już jakoś leci i można z podziwem dla erudycji i „twórczego” potencjału autora/ki czytać takie bzdury, jakie wypisuje Luce Irigaray na ten przykład.
Czy przesadzam? -Pewnie, że przesadzam! Ale czemu miałbym się powstrzymywać w stosunku do kogoś, kto chce mnie oszukać by zarobić na wyższym nakładzie druku swoich bredni lub wyższej frekwencji na płatnych wykładach?
I oni mają być mi przewodnikami w drodze do wyjścia z ciemności doktryn religijnych? Dzięki, -ja nie biorę.
A intelektualny onanizm pozostaje onanizmem. Nie to, żebym zaraz ciskał gromy i groził onanistom wiecznym ogniem, jak wyrobnicy Oświecenia (bo to dla nich, a nie dla kleru walczącego z efektami ubocznymi seksualnych stłumień, takie tajemne i aspołeczne zachowania były zagrożeniem cywilizacji), ale zwyczajnie -jak mawiała dr. Wisłocka: jedni lubią eleganckie (zwykle tradycyjne
) restauracje, a inni kaszankę na gazecie (byle była lewicowa i francuska -ta gazeta... lub kaszanka)…
Pozdro,
Bhrv
PS: Oczywiście nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że komukolwiek należy się szacunek za same tylko próby zastosowania inteligencji w celach, które nikomu nic dobrego/użytecznego nie dają. -Chyba, że odróżnimy jakoś dobro od użyteczności, a odróżnienie to będzie moralnie przekonujące. I od tego m.in. uzależniałbym moją osobistą chęć płacenia "humanistom" za cokolwiek, co wyprodukują (błyskotliwie lub nie bardzo). Choć z drugiej strony: pajacom pracującym na ulicach, nie patrząc na nich nawet -rzuca się czasem parę groszy zupełnie bezinteresownie, ze współczuciem, bo to przecież bliźni, którzy chcą jakoś żyć... Tyle, że pajac w swoim zawodzie zwykle ryzykuje sobą, a postmodernistyczny "humanista" -zwykle woli szkalować innych.
hfast
Wysłany: Wto 15:26, 27 Cze 2006 Temat postu:
przesadzasz lekko - albo miales cos zupelnie innego na mysli ;]
postmodernista ma prawo tworzyc tak samo jak poeta, malarz czy spiewak disco polo
a tworcom nalezy sie szacunek i cierpliwosc za ich proby zastosowania inteligencji w celach spolecznie nieuzytecznych (a moze aspolecznie uzytecznych? ;> )
oczywiscie nie zmuszam tu nikogo by zachwycal sie jeleniem na rykowisku, "majteczkami w kropeczki" czy moimi wypocinami na tym forum ;]
co do pseudointelektualnej hochsztaplerki (czy jak ja nazwales kawiarnianej filozofii), to no coz... masz racje ze to wspaniala rozrywka ;]
hfast
Forum HRHRHR Strona Główna
»
Historia i sztuka
» Napisz odpowiedź
Skocz do:
Wybierz forum
hrhrhr
----------------
Rozmowy na każdy temat
Film i telewizja
Sport
Aktualności i polityka
GSM
Humor
Muzyka
Nasze hobby
Książka i teatr
Komputery
Historia i sztuka
Inne
----------------
Administracja
Przedstaw się
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001/3 phpBB Group ::
FI Theme
:: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Regulamin